sobota, 28 lutego 2015

28 luty 2015

  Ostatni dzień lutego, nareszcie! Uwielbiam idee nowych dni, tygodni, miesięcy... To tak jakbyśmy dostawali kolejną szansę na poprawę, a tego bardzo potrzebuje. Może to da mi kopa do osiągnięcia swoich celów. Odpuściłam sobie te dwa dni, ale spędziłam je naprawdę miło. Dzisiaj znowu było bardzo fajnie. Razem z siostrą spędziłyśmy trochę czasu w kuchni, robiąc słodkości. Jest mi teraz niedobrze, mimo, że większość tego zwróciłam, ale to nauczka. Znowu tracę kontrole i nie umiem sobie z tym poradzić.
  Lubie oglądać programy na BBC o odchudzaniu, dają mi dużo do myślenia. Chce być szczuplejsza i tyle. Najlepiej gdybym zgubiła parę kilo do moich urodzin, które będą za trzy tygodnie. Rodzina się zjedzie, a ja nie chce po raz kolejny wyglądać jak beczka. Moi bliscy zwracają na to straszną uwagę, a ja chociaż raz chciałbym dobrze czuć się w sukience. 
  Brakuje mi kogoś do porozmawiania. Innego motylka, który rozumiałby moją sytuacje. Nie mam codziennej motywacji, a chciałabym mieć jakąś podporę, kogoś kto się na tym zna... Nie wiem czy dam radę sama ze sobą...
  Jutro dzień nowych postanowień i świeżości, trzymajcie kciuki! xX.

piątek, 27 lutego 2015

27 luty 2015

  Czasami trzeba dać sobie na luz i to był właśnie jeden z takich dni. Zaczął się naprawdę dobrze. Pierwszy raz od początku kursu na prawo jazdy, czułam się pewnie prowadząc samochód i nie miałam żadnych wątpliwości na drodze. Zostało mi już tylko osiem godzin jazd i w końcu czuje, że jednak może to jakoś zdam. Wierze w to, że jakoś mi pójdzie. To na razie jedna z ważniejszych rzeczy w moim życiu, takich "poważniejszych".
  Szkołę sobie odpuściłam, nie miałam siły na te kilka godzin wysiłku, zwłaszcza, że wczoraj nie odrobiłam żadnych zadań prócz tych z matematyki. Lekcje naprawdę potrafią być wykańczające, tak samo jak cały długi tydzień, dlatego chciałam sobie zrobić wolne. Niestety zamiast poleżeć w łóżku i poodpoczywać, poszłam do dentysty. Od paru dni bolał mnie ząb i chciałam coś z tym zrobić. Okazało się to być najgorszą decyzją od kilku dni, bo lekarka musiała go zatruć, przez co do teraz zwijam się z bólu. Na raz wzięłam trzy silne tabletki, co skończyło się zawrotami głowy i lekkim hajem. Nigdy nie byłam zwolenniczką narkotyków czy innych używek, a po dzisiejszym dniu jeszcze bardziej się utwierdziłam w przekonaniu, że jest to najgorsza rzecz na świecie. 
  Jednak są też plusy. Cały ten czas spędziłam z mamą. Nie widzimy się często, gdyż mieszka w miejscu gdzie pracuje, przez co jest w domu jest tylko w weekendy. Nie mówię tego zazwyczaj, ale strasznie mi jej brakuje. Życie z siostrą może jest fajne i bardziej luzackie, ale nikt nigdy nie zastąpi mi mamy. W każdym razie pojechałyśmy razem do sklepu oraz lekarza, było całkiem miło. Ogólnie ostatnio wole spędzać czas z moją rodziną, chyba brakuje mi tego i staram się to nadrobić. Nawet mój starszy braciszek mnie do siebie przytulił, gdy zobaczył, że naprawdę mnie boli, a nie robi tego często.
  Było też parę rozczarowań. Chciałam się spotkać z moimi przyjaciółkami, bo tak się umawiałyśmy tydzień wcześniej, ale one miały inne plany. Zawsze czuje się jak zbędny element, gdyż one razem chodzą do klasy, na zakupy i przeważnie są razem. Boli mnie to, też bym chciała być dla nich tak ważna, jak one są dla mnie. Brakuje mi takiej jednej jedynej osoby, z którą mogłabym porozmawiać o wszystkim i nie przejmować się konsekwencjami. Ściska mi się serce, kiedy słyszę o ich nowych znajomych ze szkoły, albo, że poszły gdzie razem itd. Czuje, że w końcu zapomną o mnie i oleją... Już teraz nie odpisują na wiadomości i jest tak dziwnie. Nie chce tego, tak bardzo je potrzebuje... 
  Szaro, buro i ponuro, ale kończy się miesiąc, a od nowego zawsze wszystko wychodzi mi lepiej. 
  Trzymajcie się cieplutko. xX.

czwartek, 26 lutego 2015

26 luty 2015

  Potknięcia i błędy to część drogi, nie ma po co się ich wstydzić. Chociaż sama często to robię. Najlepiej dawać komuś rady, do których sami nie potrafimy się odnieść - całe moje życie w prostym stwierdzeniu. To śmieszne, że ludzie z góry wiedzą, że im pomożesz i nie czują się w obowiązku tego odwzajemniać. Albo zapewniają, że możesz na nich liczyć, a kiedy najbardziej potrzebujesz wsparcia, to nagle wszyscy znikają. Takie typowe.
  Coraz częściej patrząc w lustro podobam się sobie. To jak wyglądają na mnie ubrania jest pokrzepiające. Jestem niską osobą, bo mierze tylko 159cm, dlatego wydaje mi się, że to dość słodkie, jak ubieram trochę większe rzeczy. Nie wiem czy tak jest, w każdym razie tak się sobie podobam. Czekam na ten czas, kiedy będę mogła spokojnie ubrać rozmiar 34 i czuć się z tym świetnie. Kupie sobie jakieś rzeczy tej wielkości, by jeszcze bardziej się zmotywować. Jestem już bardzo blisko, ale z drugiej strony to dalej jest daleko. Zdałam sobie dzisiaj sprawę, że dokładnie rok temu ważyłam dziesięć kilo więcej i chciałabym za rok powiedzieć to samo i ważyć te chociażby 45kilo.
  Dzisiaj zastanawiałam się, co jest moim marzeniem. Nie myślałam wtedy o wadzę i innych rzeczach jak studia czy jakiekolwiek przyszłe życie. Doszłam do wniosku, że jedyną taką rzeczą "na teraz" jest to, żeby się zakochać. Chciałabym tak po prostu stracić głowę dla jakiegoś chłopaka, który podzielałby moje uczucia. Nigdy w życiu nie byłam zakochana i w pewnym sensie brakuje mi tego. Nie mam z kim szczerze porozmawiać, przytulić się, czy rozmawiać godzinami bez przejmowania się co i jak. Głupie marzenie, prawda? 
  Pomimo tego ciężkiego czasu, przewrotności kolejnych dni i mnóstwa rzeczy do zrobienia, to jednak daje radę. Mam nadzieje, że cały czas tak będzie, że nie będę mieć jakiegoś ogromnego ataku, bo to zawsze cofa mnie o dwa kroki w tył. Na teraz wysyłam wszystkim szczery uśmiech, dążcie do swoich celów i nie poddawajcie się!

środa, 25 lutego 2015

25 luty 2015

  Jest dziwnie. Cały dzień był dziwny. Dopiero godzinę temu wróciłam do domu, co mojej sylwetce wyszło tylko na plus. Niestety odbija się to na moim zdrowiu. Cały czas mi zimno i słabo, ale wiem, że warto. Wciąż patrze na mój wystający brzuch i ogromne uda, a to mnie motywuje do działania. Bo trzeba się dobrze czuć w swojej skórze, prawda? A skoro ja się nie czuje, to muszę coś zmienić.
  Coraz więcej osób dookoła mnie wspomina o anoreksji. Jak odmawiam jeść, czy gdy nie ciesze się na wzmiankę o jakichś "dobrych" rzeczach. Mam ochotę wtedy ich wyśmiać, bo przecież daleko mi do anorektyczki. Wystarczy popatrzyć na moje ciało i być przekonanym, że jem za dużo i za często. 
  Dzisiejsza zumba była naprawdę fajna. Rzadko mi się zdarza czerpać z niej 100% przyjemności, bo muszę skupiać się na zapamiętywaniu kolejnej sekwencji kroków, ale dzisiaj brałam w tym udział tak na 70%. Pewnie gdybym nie była najlepsza w grupie, to mogłabym się nie przejmować choreografią, ale lubię czuć, że ktoś na mnie może polegać, kim w tym wypadku jest instruktorka, która często zapomina kroków. To pokrzepia moje połamane serduszko, choć troszkę. 
  Przyjaciele dalej nie odpowiadają z chęcią na moje wiadomości, a znajomi w szkole przestali się mną przejmować. To trochę boli, ale staram się przyzwyczaić. Skoro nikt nie chce mnie w swoim życiu, to przecież nie będę się pchać na siłę. Wole po cichu słuchać muzyki i nie zwracać na siebie uwagi. Udawało mi się to przez tak długi czas...
  Jeżeli jesteście słabi psychicznie - jak ja, to prawo jazdy nie jest dobrym pomysłem. Nie wiem czemu wychodzę tak poturbowana psychicznie z eLki. Robię za dużo błędów i zapominam o wielu rzeczach, co jeszcze bardziej mnie irytuje. Nie polecam... 
  Chyba już się położę, to naprawdę nie dla mnie, tak żyć. 
  Trzymajcie się cieplutko. xX.

wtorek, 24 lutego 2015

24 luty 2015

  To chyba najgorsze uczucie na świecie - nie ufać samej sobie. Nie potrafię. Wiem, że jeśli tylko na chwilę spuszczę z tonu, to zacznę robić wszystko nie tak. Dokładnie tak jak dzisiaj. Wszystko było dobrze, do czasu. Miałam atak, ale jednak w miarę szybko się opanowałam, a całe niechciane rzeczy zniknęły z mojego żołądka tak szybko jak się pojawiły. Chociaż dalej przeraża mnie myśl, że nie mogę kontrolować swojego życia, swoich decyzji. Potrafię zaprzepaścić cały mój trud jakimś głupim przekonaniem, że przecież nic się nie stanie. To takie niesprawiedliwe. 
  Brzmię jak dwunastolatka, co? Ale w końcu to mój blog i nikt inny nie chce mnie słuchać, tylko ta biała kartka na bloggerze, so whatever. Czytam dużo opowiadań i historii, zwykle o tematyce jakże mi bliskiej. Kocham happy endy i kiedy w końcu ktoś wychodzi z depresji, autoagresji czy z zaburzeń odżywiania, to gdzieś w środku mojego serce tli się nadzieja, że może i mnie się przytrafi coś takiego. Może znajdzie się osoba na tym świecie, która się zainteresuje? Której będzie na mnie zależeć na tyle, by sprawiać, że na mojej twarzy zawsze będzie widniał uśmiech?  Że pokocham siebie tak bardzo jak ta druga osoba? Złudne marzenia... Życie takie nie jest. Życie jest brutalne. 
  Jak się czujesz? Kłamstwo. Wszystko w porządku? Kłamstwo. Jadłaś już coś? Kłamstwo. Stało się coś? Kłamstwo. Całe moje istnienie to jedno wielkie kłamstwo. Kiedy byłam młodsza cieszyłam się, że chociaż mówiłam najgorszą prawdę, to nigdy nie kłamałam. Zobaczcie jak to szybko się zmienia. Z pogodnego i uśmiechniętego dziecka zmieniłam się w cichą i antyspołeczną nastolatkę, która mimo krzyku, nie jest słyszana. 
  Przyjaciele. To takie naturalne, prawda? Każdy ma przyjaciół, każdy z kimś rozmawia. Ja nie. Moi przyjaciele zostali w innym mieście, bo przeprowadzka wydawała się takim cudownym pomysłem. Teraz wiem, że to był jeden ogromny gwóźdź do trumny. Nie mam teraz nikogo. W szkole nie rozmawiam z nikim, prócz moim zeszytem, w którym zapisuje wymyślone opowiadania. Lubie to robić. Pisać o szczęśliwych momentach, o miłości i oddaniu. To podnosi mnie na duchu. Chociaż bohaterowie tych krótkich historii mają super życie. Czasem pełne bólu i niedogodzeń, ale finał zawsze jest dobry. Ja czekam na swój happy ending, bo jednak jestem tą głupią i nawiną romantyczką, i pragnę, żeby ktoś choć raz nazwał mnie piękną. 
A teraz, pozamulajmy razem. xX
Wraz z Zarą...

poniedziałek, 23 lutego 2015

23 Luty 2015

  Było naprawdę nieźle, muszę to sobie przyznać. Dzień zaczął się dość fortunnie, bo moja siostra nie wstała, dlatego sama musiałam sobie zrobić śniadanie i coś do szkoły. Skończyło się na tym, że zjadłam serek wiejski z jajkiem, a na potem nie wzięłam nic. Czułam się nieźle, choć nie potrafię pozbyć się uczucia zimna, nawet w najcieplejszych pomieszczeniach. 
  W każdym razie lekcje minęły mi dość szybko, po czym wróciłam do domu i poszłam biegać. W końcu zebrałam się w sobie i wyszłam na dwór, ubrawszy stój sportowy i buty. Nie miałam czasu na jakieś imponujące dystanse, ale i tak jestem z siebie zadowolona.
  Potem miałam iść na swoje zajęcia. Niestety moja siostra wróciła wcześniej do domu i zrobiła obiad. Nie chciałam go jeść, ale zostałam zmuszona. Przynajmniej nie dała mi ryżu, bo nie był jeszcze gotowy. Wyszło na to, że zjadłam jeszcze dzisiaj kotleta z warzywami. Nie najgorzej, ale liczyłam, że będę dzisiaj na samym śniadaniu. 
  Zumba dzisiaj była... nużąca. Każdy chodził smętnie i nawet nie było tego typowego szaleństwa. Ja sama jestem padnięta, dlatego pisze to na szybko. Zostało mi jeszcze parę rzeczy do zrobienia...
  Jutro się zważę, a w pierwszej wolnej chwili zmierzę. Mam nadzieje, że nie będzie tragedii...
  Trzymajcie się ciepło. xX

niedziela, 22 lutego 2015

22 Luty 2015

  Planowanie i czekanie na odpowiedni moment jest najgorsze. Naprawdę. Ile razy bym nie próbowała się zmienić, to zawsze odkładam to na później, tak jak z tą stroną. A przecież nie chce być gruba i brzydka, nie chce. Dlaczego cały czas mi nie wychodzi? Dlaczego ciągle jem i sięgam po kolejne przekąski? Ten tydzień był taki piękny... aż przyszedł weekend i wszystko się popsuło. Bo są przyjaciele, a oni lubią jeść. I było dobrze, do czasu, aż jedna z nich nie spytała, czy czasem nie mam anoreksji. Oczywiście w żartach, bo nie wyglądam tak ładnie i chudo, żeby być uważaną za anorektyczkę. A jednak to mnie przestraszyło. Nie chce żeby ktokolwiek wiedział co się ze mną dzieje. Nikt nie wie, że chce nie jeść, że od dwóch lat mam bulimie. Nikt... 
  Za niecały miesiąc kończę osiemnaście lat. Dla niektórych to może być wspaniały dzień, ale nie dla mnie. Nie chce być dorosła, nie chce mieć osiemnastu lat, prawie tak samo mocno jak nie chce być gruba. Przeraża mnie myśl kupowania sukienki i starania się wcisnąć w jakiś rozmiar. Dodatkowo trzeba będzie ukryć wszystkie blizny i spędzić te kilka godzin wraz z niewyobrażalną ilością ludzi. Nie lubię być w centrum uwagi... Mniejsza.
  Nie wiem ile ważę teraz, dwa dni temu było to 54kg, ale po tym weekendzie to pewnie więcej. Chciałabym do końca ważyć 52kg, ale nie wiem czy mi się to uda. Wrócę do biegania, do niejedzenia, do bycia właściwą wersją siebie. 
  Ciężko jest być w tym codziennie samemu, ale skoro tyle czasu dawałam sobie radę, to może w końcu uda mi się dotrzeć do swojego ideału, w końcu to nie tak mało ważyć 45kg... Chce już tam być. Tak bardzo...